Szkoła Podstawowa nr 12

SP 12

Moje miejsce

Każdy ma takie. Swoje. Gdzie zawsze może wrócić i odnaleźć się w nim, pomimo zmian jakie zachodzą i są nieuchronne na przestrzeni lat. Takie jest to miejsce – moje. Ten wpis, podobnie do innych na tym blogu będzie miał charakter konfrontacji postrzegania przestrzeni przez dziecko z postrzeganiem człowieka z pewnym bagażem doświadczeń. Ale to wszystko jeszcze przed nami.

Eeee?                                                                                                                                                                      To dość istotne dla północnej części miasta osiedle i nie tylko ze względu na to, że przemieszkałem tu większość swojego życia w tym mieście, ale z powodu kształtowania przestrzeni miasta. Swego czasu w początkach powstawania miasta osiedle E było łącznikiem pomiędzy osiedlami „starymi” (A, B, C -ulokowanymi bliżej kościoła i rynku) a „nowszymi” (D, F). Osiedla D i F są z „innej bajki”. Ujawnia się to chociażby w technologii budowania i skali budynków. Ciążą one swoją skalą wyraźnie do przestrzeni aspirujących do centrum i de facto nimi będących w myśl ogólnego planu zagospodarowania.

Osiedle E (podobnie jak i wcześniejsza literka – D) odstaje jednak od swoich szacownych poprzedników alfabetu łacińskiego. Brak tu klasycznego placu centralnego. Jednym placem jaki na osiedlu E odgrywał podobną rolę do tych jakie znamy z osiedli A, B i jeszcze C, dawniej i jeszcze do niedawna to plac przed szkołą. Onegdaj grywało się w kapsle w czasie przerw międzylekcyjnych i po lekcjach też (wiadomo: Wyścig Pokoju) o innych zabawach nie wspominając. Innym placem, który dobrze rokował i przez wiele lat był dla nas wspaniałą łąką. Czymś niepojętym w dzisiejszych czasach jeśli chodzi o centra miast. Koścista łapa kapitału uderzyła i w to miejsce degradując je strasznie, ale może o tym w innym wpisie.

Szkoła

W każdym człowieku szkoła, a zwłaszcza szkoła podstawowa, odciska swoje niezmazywalne piętno. Przynajmniej u większości, bo część pewnie wymazała z pamięci przeżycia z podstawówki. Jednak w moim przypadku było to dość pozytywne przeżycie pomimo czasów w jakich przyszło mi uczęszczać do owego przybytku. Patronem szkoły był tajemniczy gość: Ludwik Stancjo-Szabatowski.  o_O  99,9% czytelników zapewne pierwszy raz słyszy to nazwisko. A ja niewiele mogę powiedzieć nt. owego patrona, gdyż nie kultywowano jego pamięci oprócz tego co konieczne (tablica z notką biograficzną + płaskorzeźba z wizerunkiem, który i tak zasłonięto siatką maskującą będącą wyposażeniem harcówki).

Moja pierwsza buda, którą kumpel z klasy nazywał „drugim domem”, to pierwsza tego typu szkoła w Tychach – szkoła pawilonowa. Dotychczasowe rozwiązania jakie znajdowały się na terenie nowego miasta były to zwarte w bryle i w rzucie układy. Spełniały zapewne swoje zadanie doskonale w pierwszym okresie powstawania miasta. W przypadku „dwunastki” projektanci (arch. arch. Z. Jaroszyński, T. Stramowski, T. Uniejewski) podeszli inaczej. Jak widać jest ona dość rozczłonkowana. W pamięci utkwiły mi pokonywane kilometry pomiędzy salami, ale sam obiekt wraz terenem jest naprawdę cool.

SP 12 - sale lekcyjne

Sale lekcyjne były w niej naprawdę jasne dzięki dobremu usytuowaniu względem stron świata, które to usytuowanie zapewniało dobre nasłonecznienie. Jednak nieprawdą jest, że klasy doświetlone z dwóch stron. [1] Po prostu, od północy (a właściwie: północnego-zachodu) słońce nie świeci. Ale za to w salach lekcyjnych zaproponowany układ wielkich przeszkleń od południa i wąskich pasów okien pod sufitem pomieszczenia był rozwiązaniem genialnym w swej prostocie i nigdy nie używanym (!). Wielkie południowe (a właściwie: południowo-wschodnie) okna zapewniały światło dzienne przez większość dnia zajęć. W maju, czerwcu i wrześniu tego słońca było za wiele, a właściwie chodzi mi nie o natężenie światła co o temperaturę, która gwałtownie wzrastała wraz z tą jaka panowała na zewnątrz. I tu z pomocą powinny przyjść pasy okien od północy. Powinny być uchylone zapewniając ruch powietrza poprawiając tym samym komfort użytkowania przestrzeni klas. Z przegrzaniem radzono sobie w ten sposób, że otwierano drzwi na korytarz i jak można się domyśleć nie było to zbyt wydajne rozwiązanie. Modelowe rozwiązanie z uchylnym pasem okien północnych miało tę zaletę, że pomimo iż okna otwierały się na dach kryty papą przykrywający korytarz, to nie był on zbytnio nagrzany, ponieważ bryła sal lekcyjnych usytuowanych na piętrze rzucała cień na połać dachu, zapobiegając nagrzaniu się jego powierzchni. 

Było kilka wyjątków, które były niedoświetlone (jak np. ówczesna sala biologii), ale  podejrzewam, że nie wynikały one z błędów projektantów, lecz użytkowników. W mojej opinii trzy sale były nie użytkowane właściwie (pokój nauczycielski, biblioteka i harcówka). Po prostu zostały umieszczone w pomieszczaniach chyba dla nich nieprzeznaczonych.

Słońce SP 12

Zaproponowany układ względem stron świata oraz wysokość pomieszczeń (sale na piętrze są niższe) wymuszał odpowiednią aranżację sal lekcyjnych. Na piętrze – zwykle – stoły lokowane były bliżej okien. Na parterze można było sobie poszaleć z układem ławek z uwagi na większe okna doświetlające pomieszczenie.

Za moich czasów szkoła była najpierw w kolorze żółtym, a później w kolorze bordowym. Nie zmienia to faktu, że pomimo różnych kolorów nie ustrzegła się debilnych działań wandali. Przy kolorze żółtym jakiś geniusz wpadł na pomysł rysowania po tym kolorze kasztanami, ale jak były jeszcze w zielonych, kolczastych łupinach. Najpierw sok był przeźroczysty, ale później ciemniał. Rzecz niezmywalna. Natomiast przy kolorze bordowym okazało się, że było to to doskonałe tło, prawie jak to z tablicy szkolnej, więc mazano po murze kredą właśnie jak po tablicy. Potem przyszła kolej na spraje i pionierskie czasy „heroicznego i romantycznego” wandalizmu odeszły w niepamięć, ponieważ farba nitro jest bezlitosna.

Uważa się, że SP 12 to dzieło unikatowe. Być może. Na pewno jest wyjątkowe z uwagi na ekstensywność zabudowy tego typu układu. W układzie zabudowy obrzeżnej ta szkoła zajmuje miejsce wyjątkowe, ponieważ w okresach późniejszych powstawania miasta znajdujemy szkoły, które zajmują spore połacie terenu, ale z uwagi na inny rodzaju charakter zabudowy ich ekstensywność gubi się w przestrzeniach między szafami z wielkiej płyty.

Reforma szkolna zrobiła z mojej budy gimnazjum a podczas jednego z powrotów na stare śmieci okazało się, że przywrócono pierwotne wejście od strony ul. Edukacji, (dawna ul. F. Engelsa) ale adres szkoły to dalej ul. Elfów 9. W lutym 2012 miałem okazję przechodzić przez cały, odnowiony obiekt. Wyglądało na to, że przywrócono funkcje pomieszczeniom wg projektu. Pojawiły się także współczesne elementy wyposażenia jak szafki uczniów. „Ameryka, to jest schody, pióra, iluminacje, limuzyny, lincolny.” [2].

P.L.

Bibliografia

[1] Maria Lipok-Bierwiaczonek, Od socrealizmu do postmodernizmu. Unikatowe NOWE Tychy. Przewodnik po szlaku miejskim., Urząd Miasta Tychy, Tychy 2011                                                             [2] Cytat z filmu „Wtorek” (2001), reż. Witold Adamek.

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d blogerów lubi to: