Potrzebni?
Jeśli ktoś z Was drodzy* czytelnicy z uprawnieniami i bez nich, kiedykolwiek zastanawiał się czy zawód, który „jest piękny, ale trudny” i który – być może jeszcze wykonujecie – jest komukolwiek potrzebny, to spieszę z odpowiedzią już w tym leadzie.
Nie.
Tak po prostu.
Młoda pani architekt na rubieży opowiedziała mi kolejny świeży autentyk, który mnie rozśmieszył, choć to śmiech przez łzy. Otóż w pewnym szpitalu na rubieży (nie na peryferiach) pewien dyrektor techniczny wpadł na pewien pomysł lub może raczej wdepnął.
Jak to ma miejsce w publicznych zakładach opieki zdrowotnej przeprowadził postępowanie przetargowe i wyłonił projektanta dla swojej inwestycji. Znając – od pewnego czasu – realia tego typu placówek, spodziewam się, że wybrano najtańszego projektanta. Wyłoniony projektant miał wykonać projekt budowlany uwieńczony prawomocną decyzją o pozwoleniu na budowę, a następnie powinien wykonać projekt wykonawczy, ale…
rzeczony dyrektor – z wykształcenia nie-architekt – narysował projekt wykonawczy sam, wpisując jako autora nazwę placówki, w której zajmuje się zagadnieniami technicznymi. #boom #padumtss
Pan dyrektor rozpisał przetarg na realizację rzeczonego projektu. Firma została wyłoniona i… tu wykonawcę pewnie kompletnie zamurowało, bo ten – nazwijmy to – „projekt” znacząco odbiegał od projektu, który uzyskał prawomocną decyzję o pozwoleniu na budowę.
Pan dyrektor uznał, że jesteŚMY niepotrzebni, bo on sam wie czego mu najlepiej potrzeba. Wie lepiej jak zaprojektować szpital zgodnie z obowiązującymi – ale często zmieniającymi się – przepisami. Być może też już wie jak wyjść z tej mało komfortowej sytuacji.
Sprawa jest w toku, a ciekawość jak to się skończy zżera nas jak kornik drukarz Puszczę Białowieską, więc jeśli dowiem się czegoś więcej powiadomię Was o tym moi… drodzy*.
P.L.
*) – drodzy, bo większość społeczeństwa, w którym przyszło wieść żywot uważa Was za zbędny drogi wydatek
Pingback: A jednak… potrzebni* | archifunblog
Pingback: Anegdoty z roboty :D (cz. 2) | archifunblog